"Wychowanie dzieci, wydaje się być proste dopóki się ich nie ma"
Od kiedy byłam w pierwszej ciąży, to jest 12 lat temu, zaczęłam zastanawiać się nad tym jak wychować Córeczkę… nie wiedziałam dokładnie jak chciałabym wychować – ale wiedziałam jakich nie chciałabym popełnić błędów… Ustaliłam – sama z sobą na początek – że na pewno, cokolwiek by się nie działo nie uderzę … chciałam wspomnieć, że około 12 lat temu szałem było wychowanie – a raczej brak wychowania – czyli tzw bezstresowe wychowanie swoich pociech…
Przychodzili do nas znajomi z „hodowanymi” dziećmi (karmione, ubierane i odwożone do przedszkoli lub szkół). Nie widziałam radości w tych dzieciach ani tym bardziej szczęścia z rodzicielstwa na twarzach ich rodziców. Jako miłośniczka dzieci zaczynałam rozmowę z nimi, wymyślałam „proste reguły zabaw” np. zawody czy gry planszowe, kiedy musiały przyjmować narzucone reguły gry – ku zdziwieniu ich Rodziców – dzieciaki podejmowały radosną zabawę i z opcji „demolki” wchodziły do zabawy ze mną – pomimo wskazanych zasad i reguł…
Swoją córkę też wychowywałam zgodnie z różnymi zasadami; poruszałam się jednak wsłuchując w siebie i swoją intuicję. Z pewnością popełniałam tysiące błędów – ale moje życie i życie moich domowników zmieniło się po tym, jak poznałam Pozytywną Dyscyplinę, Rodzicielstwo Bliskości, Porozumienie bez przemocy czy pomysł na życie zaproponowany we wszystkich obszarach przez J. Juul’a. Zrozumiałam wtedy, że wszystko w Rodzinie powinno opierać się o budowanie relacji pełnych miłości i szacunku, zaufania i wsparcia. Przy drugiej ciąży już nie tylko skupiłam się na tym czego nie chcę w swoim macierzyństwie – ale szukałam tego czego chciałabym… była to ogromna zmiana!!! Rodzicielstwo oparte na szacunku i miłości jest pierwszym krokiem do budowania pewności siebie i kompetencji naszych dzieci.
Drugą rzeczą, która mnie zaskoczyła – a dowiedziałam jej się na pierwszych warsztatach wprowadzających do Pozytywnej Dyscypliny – był fakt, że nasze dzieci nie są nami… niby banał, a ilu z nas, rodziców, patrzy na swoje dzieci przez pryzmat siebie („bo ja w Twoim wieku….”) – nie, jest to nienaturalne – ale niestety nie pomaga naszym pociechom być sobą…
Drugim krokiem milowym mojej przygody tym razem z J. Juulem, było „NIE z miłości” – dałam sobie (i to nie tak całkiem dawno temu) pozwolenie na mówienie „kocham Cię i mówię Nie”. Oczywiście nie można tego nadużywać – ale dbając o siebie, szanując swoje potrzeby – aby być otwartymi i pełnymi miłości rodzicami i partnerami – trzeba czasem powiedzieć Nie! Przez szacunek do siebie pokazujemy naszym domownikom, że mogą być w przyszłości w mądry sposób asertywni.
Z jednej strony uczą się nasze dzieci, że można mieć „gorszy dzień” przepełniony emocjami, które sprawiają nam również dyskomfort i potrzebujemy wyciszenia. Dzieci uczą się poprzez obserwacje i może dzięki temu będzie im łatwiej radzić sobie w przyszłości ze swoimi emocjami. Ostatnią rzeczą, która otworzyła mi oczy to empatia…. Takie proste słowo, które jak się okazało zawsze źle definiowałam!!! Słowo empatia było dla mnie tożsame z współodczuwaniem – co jest totalnie błędne!!!
Empatia to zaproszenie do pełnej akceptacji człowieka, ze wszystkimi jego potrzebami, ale nie jest zgodą na wszystkie strategie do ich zaspokajania… Człowiek, nawet ten malutki, gdy szargają nim różne skrajne czasem emocje potrzebuje czasem tylko bycia zobaczonym i wysłuchanym, czasem tylko trzeba zaakceptować jego żal, przytulić i poszukać rozwiązania (nie rozdrapując „a nie mówiłam”, „dlaczego to zrobiłeś..”).
Kochajmy i tulmy nasze dzieciaki – tak szybko rosną .