Hmmm… bardzo często spotykam się z takim stwierdzeniem – zarówno jako Mama jak i edukator pozytywnej dyscypliny.
Nie wiem co wtedy powiedzieć, bo pamiętam jak nie raz dzieci czy moje, czy „sąsiadów” wyprowadzały mnie z równowagi; do momentu. Nastąpił przełom w moim życiu; posłuchałam mojej Mamy – która jest lekarzem i mówi, że nie ma złych, wstrętnych, nieznośnych ludzi (pacjentów) – są ludzie, którzy w tym właśnie momencie potrzebują więcej troski i uwagi (w jej wypadku, z uwagi na stan zdrowia).
Zaczęłam tą myśl analizować. Wiadomo, że po 30 stym roku życia, człowiek bardziej czerpie z mądrości Rodziców i mniej szuka swoich dróg – rozważa częściej już funkcjonujące rozwiązania… Janusz Korczak mówił o tym, że „nie ma dzieci, są ludzie” przeszło do historii, pokazując uniwersalny i ponadczasowy charakter jego rewolucyjnej myśli. Janusz Korczak stał się prekursorem współczesnej myśli pedagogicznej. Swoje spostrzeżenia na temat wychowania prezentował nie w formie zbioru nakazów, zakazów czy gotowych wskazówek – lecz w formie zagadnień, pytań skierowanych do rodziców i opiekunów.
Następnie spotkałam się z Jasperem Juulem, który wyraźnie mówił o szacunku dla siebie i dziecka, o byciu autentycznym. Bardzo ważna była dla mnie lekcja „NIE z miłości”. Od nowa zrozumiałam dzięki temu sens rodzicielstwa. Nie wolno zgubić siebie i szanować trzeba dziecko jako człowieka.
Rodzicielstwo bliskości… – wszędzie nawoływanie do potrzeb swoich oraz dziecka. Do szacunku dla siebie jako człowieka i szacunku dla dziecka – jako człowieka! Poznałam potem Pozytywną Dyscyplinę – która również wpisywała się w ten tok myślenia „dzieci się lepiej zachowują, gdy lepiej się czują”.
Jak to wpłynęło na mnie, na moje rodzicielstwo i w konsekwencji na kształt prowadzonych przeze mnie warsztatów i szkoleń?
Dzięki Pozytywnej Dyscyplinie nauczyłam się patrzeć głęboko na potrzeby drugiego człowieka, na to co jest pod wodą „góry lodowej”, szukać przyczyn, a nie reagować tylko na efekty tych braków, które odczuwa dziecko. Nauczyłam się również empatii… zrozumiałam, że empatia to nie współodczuwanie (bo nie da się czuć tego samego co dana osoba) – empatia to rozumienie uczuć i emocji drugiej osoby – ale nie zawsze zgoda na to jak ta osoba sobie z tym radzi i jak zachowuje się do nas w tym momencie swojego życia. Okazanie zrozumienia i poszukanie rozwiązanie. Wszystko z szacunkiem i zrozumieniem uczuć drugiej osoby – ale równocześnie z szacunkiem do siebie i swoich potrzeb! Jak dziecko upadnie – nie możemy odczuwać w tym samym czasie bólu – ale możemy okazać zrozumienie i poszukać rozwiązania – oczyścić ranę i poszukać plasterka.
Zrozumiałam jak ważne jest popatrzenie z pozycji danej osoby. Z początku źle reagowałam na nerwy córki; stawałam „na przeciw”; stawiałam na ostrzu noża… Później zaczęłam analizować sytuację, dlaczego Zuzia lub Maksio; czy inne dzieciaki tak „walczą” o swoje. Zaczęłam myśleć, co jest tak ważne, że tak tego pragną. Czasem była to potrzeba uwagi, tęsknota za mamą, która za długo była w pracy. Pragnienie jakiejś zabawki – w przypadku moich dzieciaków nie było raczej demonstracji o rzeczy materialne – bardziej o czas i uwagę. Zatrzymajmy się na chwilę, złapmy perspektywę, dystans – zastanówmy się co jest tak ważne w tym momencie dla naszego Małego Buntownika – co definiuje w tym momencie jego spokój i szczęście!!!! Jak pomyślimy o buncie tego Małego Człowieka z perspektywy jego potrzeb – nerwy dorosłego opadają i ze spokojem może postarać się zaspokoić potrzebę bliskości, miłości, uwagi – zazwyczaj wszystko rozbija się o brak czasu, brak naszej uważności na drugiego człowieka – na nasze dziecko.
Wiem, że nie ma złych emocji, nie ma złych dzieci, nie ma złych ludzi – są trudne emocje i ludzie, którzy nie potrafią do końca sobie radzić z nimi. Bądźmy uważni, empatyczni i otwarci na drugiego człowieka!!!